wtorek, 8 kwietnia 2014

epilog: młodzi i piękni

     Letnie popołudniowe promyki słońca wkradały się do wnętrza małego kościołka poprzez misterne kolorowe witraże w oknach. Rzucały długie cienie na kamienną posadzkę. Przez szeroko otwarte drzwi wejściowe wpadało świeże powietrze, niosąc ulgę ludziom znajdującym się wewnątrz świątyni. Czuć było wyjątkową atmosferę, narastające uczucie napięcia, w związku z oczekiwaniem na jakąś doniosłą chwilę.
    Organista uderzył w klawisze i cały kościół wypełniły dźwięki "Marsza Mendelssohna".
W ślubie Kuby i Ady nie było nic niezwykłego. Wszystko wyglądało podobnie, jak w większości ceremonii, choć pod jednym względem z pewnością była wyjątkowa.
Każdych nowożeńców wyróżniała ich miłość. Ta między Jakubem i Adą też była piękna i wyjątkowa na swój własny sposób.
***
     Każda dziewczyna życzyłaby sobie, by jej ukochany tak na nią patrzył, jak Maciek patrzył na Idę. Nieświadomie momentami skradali uwagę gości bardziej niż para młoda, która na zainteresowanie zaproszonych bliskich tradycyjnie miała monopol. Byli najważniejsi tego dnia.
   Ida wciąż nie mogła przyzwyczaić się do tego, jak szybko mijał jej czas. Od zakończenia sezonu upłynęły niemal trzy miesiące, a jaj zdawało się, że ten czas przeminął jak kilka krótkich dni. Wszystko zaskakiwało ją niemal codziennie od nowa, jakby odkrywała życie tak, jak poznaje je dziecko. Tak jakby była zupełnie inną, odmienioną osobą z czystą kartą i różnymi perspektywami przed sobą.  Po części nią była. Nie reprezentowała sobą dawnej, kruchliwej Idy, zmieniła się. Stała się silniejsza, choć nic nie utraciła z dziewczęcego uroku. Wciąż zachwycała Maćka od nowa.
     Wygładziła starannie sukienkę i zmęczonym wzrokiem omiotła całą salę. Czuła się przytłoczona ilością wrażeń ostatnich dni. Przetarła oczy.
Maciej coraz bardziej zaczynał żałować, że namówił ją do podjęcia tej decyzji i naraził na niepotrzebny stres, naruszający jej wątłe siły po przebytym niedawno przeziębieniu. Oparła głowę o jego ramię. 
      Odważny saksofonista zaintonował coś z połyskliwego jazzu lat 20. XX wieku. Ida uśmiechnęła się mimowolnie - tamta epoka była jej ulubioną. Muzyka rozbudziła ją.
Wyprostowała się i zerknęła na Macieja, który też jakby poweselał. Wstał i wyciągnął ku niej dłoń.
- Mogę?
Kiwnęła głową. Chwyciła jego dłoń i poszła za nim. Poprowadził ją na parkiet, pomiędzy kołyszące się w rytm muzyki pary. Objął ją w pasie i również zatańczyli. Odgarnęła z czoła niesforny kosmyk włosów, który wysunął się spod błyszczącej opaski. Ida poruszała się lekko, leciutko, jakby tylko czubkami palców dotykała parkietu. Wirowała w tańcu delikatnie, ulotnie, tak, że Maciek trzymał ją przy sobie, by mu się nie rozpłynęła, nie uciekła. Jego największe marzenie. Ida.
- Chciałabym, by później też było tak dobrze, jak teraz...
- Będzie, moja droga. Zrobię co w mojej mocy, żeby tak było.
Zaśmiała się perliście. Wierzyła mu. Widziała szczerość w jego oczach, iskierki czystej radości. Oparła głowę o jego ramię. Ucałował ją w czoło.
     Parkiet powoli zapełniał się coraz bardziej, gdy spontaniczna Angielka z kapeli śpiewała "Young and beautiful".  Maciek był w stanie powiedzieć, że wręcz z wyglądu przypomina samą Lanę del Rey. Przeniósł wzrok z wokalistki na Idę, która również nieśmiało nuciła spokojną piosenkę.
     Kochał ją. Kochał tą kruchutką, niepozorną dziewczynę, jego wspaniałą przyjaciółkę, niemal do szaleństwa. Rozpierało go szczęście i niesamowita duma na myśl, jak wielki skarb ma przy sobie. Lecz wiedział,że i na tym krysztale musi być jakaś rysa, w dodatku zrobiona przez niego. 
Nie chciał psuć tej chwili. Szczęśliwa Ida była dla niego nagrodą za wszystkie chwile zwątpienia i niepewności, i utwierdzała go w przekonaniu, że razem mają przed sobą wielką przyszłość.
I wiedział, że kiedyś - może za rok, a może za kilka lat - i ona stanie się panią Kot, ale nie teraz był czas na tak dalekosiężne plany. Chciał patrzeć, jak wiruje w tańcu, jak cieszy się z ulubionej piosenki. Chciał ją czule całować, przytulać i co dzień podnosić na duchu, by uwierzyła we własne możliwości.
Poprawił ostrożnym gestem kolejne kosmyki włosów, które wymknęły się spod opaski. Ida wzruszyła ramionami. Był to tylko szczegół, a teraz liczyła się miłość. Ich. Kuby i Ady. Jagny i Kacpra, który okazał się być o wiele dojrzalszy, niż się wszyscy spodziewali.
- Maciuś, jacy my tak naprawdę jesteśmy? - zapytała nagle, patrząc uważnie na niego swoimi dużymi, niebieskimi oczyma.
- Młodzi i piękni, kochanie. Młodzi i piękni.

I na tym zakończymy ich historię.
Cóż mogę dodać? Dziękuję. Za każde słowo, komentarz, za tak ogromną liczbę odwiedzin. Dziękuję, że ze mną wytrwałyście do końca, bo przyznam szczerze, miałam chwile zwątpienia. Ale dawałyście mi tyle motywacji, że dotarłam aż tutaj, do finału. Dotarłyśmy. Dziękuję wszystkim razem i każdej z osobna. Jesteście naprawdę wspaniałe.
I jeśli mogłabym Was o coś prosić: każdy, kto to czytał, niech zostawi po sobie choćby i króciuteńki komentarz. Chciałabym zobaczyć, ile Was tu jest.
Jestem tu. Będę tutaj.
Trzymajcie się.